Strony

czwartek, 11 grudnia 2014

Fenjal sensitive Creme Deo Roll - On

Cześć:)

Zazwyczaj (czytaj od poniedziałku do piątku) mój dzień rozpoczyna się o 5:00,a czasem nawet wcześniej, a kończy późnym wieczorem.Dlatego też od antyperspirantów oczekuję wysokiej skuteczności przez wiele godzin. Być może oczekiwania wygórowane ale skoro producent zapewnia 24H ochronę to czemu mu nie wierzyć;)
Przez długi czas używałam produktów firmy Garnier, które po dłuższym stosowaniu zaczęły podrażniać moją skórę. Zaczęło swędzieć i piec. Postanowiłam wypróbować delikatniejsze antyperspiranty. Ten z Vichy z zieloną nakrętką spisywał się u mnie bardzo dobrze RECENZJA. Jednak cena 30 zł boli. Czytałam gdzieś na blogu, że odpowiednikiem kulki z Vichy jest antyperspirant Fenjal albo jak pisze też producent dezodorant w kulce.
Kosmetyk kosztuje 10 zł czyli 3 razy mniej niż Vichy ale to jest jego jedyna zaleta. Ochrona przed przykrym zapachem jest krótka, a dyskomfort doskwiera. Nie mam wybitnych problemów z poceniem ale wiadomo nie czujemy się komfortowo gdy coś nam zalatuje z paszek. Fakt nie podrażnia mojej wrażliwej skóry, nie ma mowy o podrażnieniach czy swędzeniu skóry. Kosmetyk wchłania się podobnie jak inne produkty w kulce. Nie brudzi czarnych ubrań natomiast przyczynia się do powstawania żółtych plam na białych ubraniach co jest dla mnie nie do przyjęcia. 

Podsumowując: słaba ochrona i tworzenie żółtych plam na białych ubraniach dyskwalifikuje ten produkt. Nie wrócę do niego i też nikomu go nie polecę. Nie warto.


czwartek, 4 grudnia 2014

Alverde Sensitiv - Rumiankowa emulsja do mycia twarzy

Cześć:)

Od dłuższego czasu testuję rumiankowa emulsję do mycia twarzy Alverde. Jest to produkt godny polecenia, a dlaczego? wyjaśnię poniżej.

Marki takie jak Averde czy Balea stają się coraz bardziej dostępne dla nas Polek. Nie mamy w prawdzie drogerii DM na naszym terytorium ale coraz więcej sklepów internetowych poszerza swój asortyment o produkty niemieckie. Obserwuję także dostępność niemieckich kosmetyków w takich sklepach jak "niemiecka chemia". które można znaleźć na targowiskach oraz w małych sklepikach.
Ja mieszkam na Śląsku i mniej więcej co pół roku pozwalam sobie na wypad do Czech. W pobliskim Czeskim Cieszynie znajdziemy już drogerię DM. 
Spytacie mnie pewnie czy mi się to opłaca? W sumie tak... traktuję to jako wycieczkę, zawsze wiąże się to z jakimś spacerem po czeskim jak i polskim Cieszynie. Nie odmówię sobie również czeskich specjałów w restauracji czy też czeskiego piwka, które tam smakuje najlepiej. Poluję także na promocje -25% na produkty Alverde i Balea. Wtedy zwracają mi się koszty podróży i jeszcze coś oszczędzam na samych zakupach. 

Przejdźmy jednak do działania. Emulsja jest niezwykle delikatna i łagodna dla mojej skóry. Konsystencją przypomina delikatną emulsję czy też śmietankę, która gładko sunie po twarzy. Produkt nie pieni się ale nie wpływa ten fakt na jego wydajność. Bardzo fajnie i delikatnie oczyszcza twarz. Nie szczypie w oczy oraz nie podrażnia skóry. Ładnie domywa resztki makijażu ale nie polecam zmywać tą emulsją pełnego makijażu - efekt pandy pod oczami gwarantowany.  Pachnie tak jak większość produktów Alverde. Zapach jest delikatny i nie przeszkadza podczas zastosowania.
Relacja ceny do jakości jest bardzo fajna (ok 2-3 euro). Jeśli miałabym polecić coś z kosmetyków dostępnych u nas to myślę, że emulsja do mycia twarzy z granatem Alterra z Rossmanna jest godnym zamiennikiem. Na recenzję zapraszam tutaj!














































Pozdrawiam, Myś:)

wtorek, 2 grudnia 2014

Garnier Essentials - (nie)kojący płyn do demakijażu oczu

 Hej!

Post będzie krótki bo nie mam co pisać.  Dziś na tapetę biorę płyn do demakijażu Garnier. Płyn, który tak podrażnia mi oczy, że nie da się tego opisać. Staram się być już bardzo ostrożna przy jego używaniu, a oczy nadal strasznie pieką. Dosłownie wystarczy, ze przyłożę wacik i już mam czerwone oczy. To samo z resztą twarzy. Zaraz po zastosowaniu mam czerwone policzki. Skóra ma ewidentny odczyn alergiczny, swędzi i szczypie. Nie wiem co jest dokładnie przyczyną tego stanu ale temu panu już dziękuję. 
Dziewczyny jeśli macie wrażliwą i suchą skórę, nie polecam!

Jeśli chodzi o działanie to zmywa makijaż ale trzeba odrobinę potrzeć. Przy mocniejszym makijażu trzeba zużyć kilka płatków ale generalnie działanie średnie. Jest bez zapachu.
Zapewnienie producenta o kojeniu jest śmieszne u mnie jest wręcz przeciwnie. Mam "rozwścieczoną" skórę.
BUBEL!

 

 


niedziela, 30 listopada 2014

Biochemia Urody|Olej Monoi - Wanilia

Cześć:)

Powoli zima wita nasz kraj. Pierwszy śnieg spadł ale nie u mnie, na Śląsku. Mróz szczypie już w poliki, a moje dłonie już odczuwają to, że nie noszę rękawiczek. O tej porze roku, używam tych kosmetyków, które są tłuste, treściowe i wręcz oblepiające ciało. Z racji tego przedstawię Wam opinię na temat Oleju Monoi z Biochemii Urody.

Zacznę od konsystencji. W słoiczku mamy gęstą, delikatnie zbitą konsystencję. Natomiast przy kontakcie z ciepłem dłoni zamienia się w płynny olejek. 
Zastosowanie tego kosmetyku jest wszelakie:

  • włosy: stosuję na umyte końcówki włosów, jak i pokrywam całe włosy na noc i rano zmywam. Wcieram również w skórę głowy gdy mam problem z przesuszeniem skalpu. 
  • twarz: najczęściej stosuję jako krem pod oczy - w tej kwestii spisuje się fenomenalnie. Skóra w okolicy oczu jest bardzo nawilżona i napięta. Trzeba jednak uważać żeby olej nie dostał się do oczu bo mogą szczypać. Olej stosuję również do całej twarzy - ten sposób również mogę rekomendować.
  • ciało: Olejek pomimo swojej małej pojemności jest tak wydajny, że spokojnie mogę używać go do ciała. Świetnie łagodzi przesuszenia, wygładza szorstkie łokcie. Świetnie nawilża stopy.

Olejek jest bardzo funkcjonalny i ma wszechstronne działanie. Nie straszne mu wszelkie przesuszenia czy to włosów czy też ciała. Najbardziej lubię używać go pod oczu bo tu widzę najlepsze rezultaty. Spojrzenie jest promienne, delikatne zmarszczki mimiczne wygładzone. 
Zapach jest specyficzny, taki niespotykany z nutką wanilii. Bardzo przyjemny i nieduszący. 
Skład jest krótki i naturalny co widać na powyższym zdjęciu. 
Olej polecam szczególnie włosomaniaczkom i tym z Was, które walczą z przesuszoną skórą. 

środa, 26 listopada 2014

Bomb Cosmetics Lipology Chocolate Jaffa Orange

Cześć!

Wszelkie mazidła do ust mam wszędzie, dosłownie.. W kieszeni kurtki, w torebce, w szufladzie w pracy, w toaletce. Gdzie tylko się da. Częstotliwość używania też jest duża. Lubię mieć miękkie i wypielęgnowane usta. Raczej nie dopuszczam do przesuszeń, nie obgryzam również ust. W ciągu dnia używam pomadek w sztyfcie. Natomiast wieczorem pozwalam sobie na sporą warstwę odżywczego preparatu. 
Dziś będzie właśnie o kosmetyku, który używam prawie wyłącznie na noc, a mowa o Bomb Cosmetics Intensywna kuracja do ust o zapachu/smaku pomarańczy i czekolady. Zapach iście na tę porę roku. Pachnie bardzo ładnie, intensywnie ale nie sztucznie. W smaku jest słodki i smakowity. 
Walory pielęgnacyjne są bardzo imponujące. Świetnie odżywia i nawilża usta. Sprawia, że po przebudzeniu są bardzo wypielęgnowane i miłe w dotyku. Ostatnio miałam duże problemy z pękającymi kącikami. Dzięki temu produktowi, znacznie mniej doskwierały mi te dolegliwości. Kąciki były zmiękczone i mniej ściągnięte. Masełko stosuję również na suche skórki wokół paznokci i w tej kwestii spisuje się równie dobrze. 


To małe cudeńko w słoiczku bardzo przypadło mi do gustu. Miałam kiedyś wersję o zapachu ananasa klik ale ten zapach - pomarańczy i czekolady - zdecydowanie bardziej mi odpowiada.
Skład jest bardzo naturalny i na pewno dobrze działa na moje usta. Przez swój naturalny skład kosmetyk ma tylko 6 miesięcy przydatności. Używam go jednak na tyle często, że bez problemu zużyję go przed końcem tej daty.

Skład: Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Cera Alba (Beeswax), Lanolin Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond ) Oil, Cannabis Sativa Seed Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Tocopherol, Hydrogenated Olive Oil, Aroma (Flavor), Limonene, Benzyl Alcohol, Linalool, Citral, Benzyl Benzoate, Geraniol, Citronellol.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Alverde odżywka do włosów Hibiskus i aloes

Cześć:)

Mam chwilkę czasu w pracy więc postanowiłam napisać coś dla Was. Dawno nie pisałam nic o produktach do włosów. Dlatego też napisze kilka słów o odżywce do włosów Alverde Hibiskus i aloes.
Odżywka przeznaczona jest do suchych i zniszczonych włosów. Suche włosy posiadam, zniszczonych już nie bo radykalnie ścięłam:)

Odżywka sprawdziła się u mnie w 100%. Bardzo lubię konsystencje produktów Alverde. Produkty są gęste i treściwe przez co nie spływają z mokrych włosów. Zapach jest dość charakterystyczny i wszystkie kosmetyki, które miałam dotychczas z tej firmy pachną podobnie. Natomiast w żaden sposób mi to nie przeszkadza.
Kosmetyk dobrze radzi sobie z moimi suchymi kosmykami. Sprawiał iż włosy po umyciu stawały się gładkie i lśniące. O wiele mniej się plątały i puszyły. Odżywka nie powoduje nadmiernego przetłuszczania się włosów. Bardzo łatwo rozprowadza się na włosach oraz bez problemu spłukuje. Nie uczula. Nie jest to odżywka do dogłębnego odżywienia włosów ale jeśli chodzi o nawilżenie i wygładzenie włosów to jest w porządku. Spełnia wszystkie moje oczekiwania.
Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to opakowanie, które jest twarde, mało elastyczne i ciężko wydobyć z niego produkt ( sama odżywka jest także gęsta co dodatkowo utrudnia dozowanie).



Jednym słowem przy moich kręconych włosach odżywka sprawdziła się imponująco. Przeglądając internet raczej doszukałam się średnich recenzji. Tym bardziej jestem zdziwiona bo ja jestem bardzo zadowolona.


Na koniec, kosmetyki Alverde można dostać u naszych niemieckich czy też czeskich sąsiadów w drogerii DM za cenę ok. 2 euro lub w sklepach internetowych.

środa, 19 listopada 2014

Inglot Brush Cleanser - płyn do czyszczenia pędzli

Hej!

Dzisiaj napiszę Wam kilka słów o płynie do czyszczenia pędzli marki Inglot.

Zacznę od składu. Na pierwszym miejscu mamy alkohol izopropylowy, który ma odpowiadać za czyszczenie i dezynfekcję pędzli. Jako chemik wiedziałam czego się spodziewać. Płyn ma bardzo intensywny zapach. Jest na tyle niemiły i duszący, że trzeba go używać w dużych i przewiewnych pomieszczeniach.
Jak go używać? Na chusteczkę higieniczną czy też płatek kosmetyczny należy rozpylić produkt, następnie pocierać pędzlem kolistymi ruchami. Ot cała filozofia.

























Pewnie jesteście ciekawe czy produkt działa? Powiem, że tak i nie. Owszem oczyszcza pędzle, może nie radzi sobie z podkładem czy też z pędzlem brudnym od różu ale nie można mu zarzucić, że nie czyści. Mam takie pędzle do różu gdzie kolor dosłownie "wżarł się" w strukturę włosia. Nie da się go doczyścić ani mydłem, ani szamponem, a tym bardziej tym płynem z Inglota.
Natomiast jeśli chodzi o dezynfekcję to produkt radzi sobie idealnie. Ale tu nie ma co dyskutować taki jest skład i siłą rzeczy musi to robić.
Czy preparat niszczy pędzle? Tak. Mam wrażenie, że te z naturalnego włosia stają się po czyszczeniu szorstkie i niemiłe w dotyku. Ponadto białe naturalne włosie pędzla Hakuro przy skuwce zrobiło się zielone. Podejrzewam, że płyn wszedł w jakąś reakcję z klejem i po umyciu pędzla w szamponie zielony kolor znikł.
Jeśli chodzi o syntetyki to nic się nie dzieje, pędzle są czyste i miłe w dotyku. Generalnie ten płyn bardziej radzi sobie z pędzlami syntetycznymi. Pędzle naturalne postanowiłam czyścić tylko przy pomocy wody i mydła.
Nadmienię również, że nie zniszczyłam żadnego pędzla doszczętnie, nie wyleciało włosie, nie rozpuściło się, nic z tych rzeczy.























Na koniec pytanie czy warto? Myślę, że warto. Z pędzlami syntetycznymi nic się nie dzieje, a tych mam najwięcej. Pędzle są zdezynfekowane i higieniczne. Płyn stosuję awaryjnie i sporadycznie, między praniami pędzli. Na pewno ten preparat nie zastąpi nam tradycyjnego mycia pędzli. Cena to ok. 15 zł/ 150 ml.

niedziela, 16 listopada 2014

Serduszkowo - czyli o różu i rozświetlaczu Makeup Revolution

Cześć:)

Dziś chciałabym zaprosić Was na recenzję różu i rozświetlacza Makeup Revolution. Generalnie jeśli chodzi o kolory i faktury we wnętrzach czy odzieży to nie lubię szaleństw. Natomiast w świecie kosmetycznym jestem sroką i uwielbiam wszystko co jest ładne (nietandetne) i błyszczące. Myślę, że wiele z Was też tak ma. 
Właśnie obawa przed tandetą towarzyszyła mi gdy postanowiłam zamówić dwa produkty rzeczonej marki Makeup Revolution, która wzoruje się na takich markach jak Too Faced czy Urban Decay.
Produkty nie są drogie i wyglądają również ciekawie. Przejrzałam niezliczoną ilość zdjęć kosmetyków w internecie zanim zamówiłam te dwa serduszka. 

Gdy produkty dotarły już w moje łapki to byłam zaskoczona. Opakowania wydają się być solidne - pomimo tego, że są wykonane z papieru, a same produkty w środku bardzo przypadły mi do gustu. 
Róż jest wystrzałowy i wiele z Was pewnie nigdy nie nałożyłoby go na swoje poliki. Ja jednak nie boję się na twarzy drobinek czy też intensywnego koloru.

Opowieść zacznę od różu o nazwie Blushing Heart, jest to ten typ kosmetyków, który kupuję z wielką przyjemnością i ciągle mi mało. Bardziej lubię te typowo różowe aniżeli te brzoskwiniowe dlatego pierwszy plus bo dobrze wstrzeliłam się z kolorem. Intensywność koloru jest bardzo imponująca. Pigment jest bardzo mocny i wystarczy niewielka ilość by subtelnie pokreślić policzki. Podkreślam - niewielka ilość. Efekt można oczywiście stopniować, aż do momentu Kleczkowskiej ze Złotopolskich;) Nie polecam nakładać różu zbitym pędzlem bo wtedy można sobie zrobić kuku w postaci plam. Bardziej sprawdzi się pędzle z "luźnym włosiem" typu Blush Brush Real Techniques, który robi właściwie mgiełkę koloru i bardzo dobrze rozciera krawędzie różu.
Kolor w świetle dziennym przedstawiony jest na poniższym zdjęciu.

W sztucznym świetle róż prezentuje się następująco

Róż na mojej twarzy trzyma się cały dzień. Nie ściera się i nie brudzi np. kołnierzyka koszuli. Drobinki są i tu nie ma co ukrywać. Jednak nie wędrują one po całej twarzy, a siedzą na "miejscu". Trwałość jest imponująca jak na kosmetyk z drobinkami.

Kolejna cześć recenzji to kila słów na temat rozświetlacza o nazwie Goddess of love. Ma on szampański odcień przez, który gdzieniegdzie przebijają srebrne tony. Tworzy ładną taflę na skórze i super współgra z różami o różowym kolorze. Utrzymuje się równie długo na skórze jak róż. Nie blaknie w ciągu dnia. Można stopniować nim efekt od bardzo delikatnego do bardzo wyrazistego efektu. 

Efekt w sztucznym świetle.

Oba produkty bardzo przypadły mi do gustu i za cenę 25 zł/ sztukę polecam serdecznie. Opakowanie cieszy oko, a sam produkt jest bardzo fajny. W opakowaniu jest aż 10 g produktu, a dodam również, że są mega wydajne.

środa, 5 listopada 2014

Balea krem do rąk pachnący malinami i trawą cytrynową

Cześć!

Dziś post przepełniony zapachem owoców w postaci kremu do rąk z limitowanej edycji Balea. Za każdym razem gdy aplikuję krem na dłonie czuję jakbym wsmarowywała malinową Mambę. Zapach jest tak bajeczny, że z wielką ochotą sięgam po ten produkt ponieważ kojarzy mi się z dzieciństwem i moim zamiłowaniem do gum rozpuszczalnych, które zostało mi do teraz.
Balsam konsystencją nie grzeszy ale też producent nic takiego nam nie obiecuje. Na opakowaniu mamy słowo lotion co wskazuje na nieco rzadszą konsystencję. Dzięki temu jednak krem błyskawicznie się wchłania pozostawiając delikatną otoczkę na dłoniach. Właściwości pielęgnacyjne są zadowalające. Skóra jest miękka i delikatna. Skórki wokół paznokci są wygładzone. Po użyciu produktu dłonie nie są śliskie i oblepione kremem dzięki czemu można spokojnie przejść do codziennych czynności.
Wielkim udogodnieniem jest opakowanie kremu. Pojemnik z pompką sprawdza się w każdej sytuacji. 

Często stosuję krem również na noc. Niestety gdy mamy bardzo zniszczone dłonie - podczas remontu - krem nie radzi sobie z nimi dobrze. Wtedy sięgam najczęściej po czyste masło shea. 
Generalnie produkt godny polecenia. Świetny zapach i miłe działanie. Na pewno sprawdzi się stosowany w ciągu dnia lub na dłonie, które nie wymagają intensywnej pielęgnacji. 
Jedyny minus to dostępność bo jak wiadomo stacjonarnie ciężko dostać kosmetyki z drogerii DM. 

poniedziałek, 27 października 2014

Nówki sztuki

Hej!

Dawno nie było u mnie postu z nowymi kosmetykami, które wpadły w moje ręce. Jest to zbiór kosmetyków z pewnego okresu i przyznam się, że kilka kosmetyków rozpierzchło mi się. Remont sprawnie utrudnia mi zapanowanie nad porządkiem w moich kosmetykach. Dzisiaj zrobiłam szybką przebieżkę po domu i pozbierałam to co nowe.

Na początek zakupy ze Stanów. Tusz do rzęs Covergirl już od dawna mnie kusił także przy okazji współnych zakupów postanowiłam go wrzucić do koszyka. Ze sklepu Walmart zamówiłam również słynne jajeczko do ust EOS, które oczywiście gdzieś zapodziałam. W sklepie Bath and Body Works zamówiłam 5 sztuk żeli antybakteryjnych za 5 dolców. 


Do zamówienia dorzuciłam również mgiełki do ciała w wersji travel o zapachu : SEA ISLAND COTTON, WARM VANILLA SUGAR, TWILIGHT WOODS.


Do mojej kosmetyczki wpadły ostatnio 3 podkłady. Pierwszy od lewej Rimmel Lasting Finish otrzymałam do przetestowania w Super-Pharm. Pierwsze 300 osób, które zalogują się na koncie Lifestyle może przetestować dany produkt za 1gr. Kolejny podkład Bourjois CC Cream kupiłam ostatnio również w Super-Pharm przy okazji promocji -50%. Krem BB Estee Lauder zakupiłam w firmowym salonie 15 ml - 39 zł ( żal było nie wziąć). Tusz do rzęs Astor również otrzymałam za 1 gr w Super-Pharm w akcji dla testerek.


 Na koniec dwa cukieraski: I ♡ Makeup Blushing Hearts-Goddess of Love, I ♡ Makeup Blushing Hearts-Blushing Heart



Z pielęgnacji w łapki wpadł mi antyperspirant Fenjal, o którym czytałam gdzieś pochlebne recenzje. W Super-Pharm była obniżka -50% na produkty Dermedic co poskutkowało dwoma nowymi kremami do twarzy. 

 W firmowym sklepie Ziai skusiłam się na peeling enzymatyczny z serii pro oraz na dwa nowe produkty z serii liście zielonej oliwki. 

Do moich zbiorów dołączyły produkty PAT&RUB: masło do ciała orzeźwiające oraz peeling do ciała, który nie chciał pozować do zdjęcia;) 

 Miesiąc temu ścięłam włosy. Aby podkreślić skręt loków kupiłam kosmetyk Schwarzkopf got2b beach girl.

 Na koniec coś niekosmetycznego. Miałam dość torebek z eko - pseudo skóry i zainwestowałam w torebkę Venezia, która jest pojemna, a przede wszystkim skórzana i genialnie wykonana. 


Jeśli dobrnęłyście do końca tego posta to bardzo dziękuję i zapraszam na kolejne. 

poniedziałek, 20 października 2014

Balea Mango + Aloe Vera - odżywka bez spłukiwania

Cześć!

Dawno mnie tu nie było... Już tłumaczę dlaczego. Mam w domu totalną demolkę, remont idzie pełną parą. Co za tym idzie nie mam czasu spokojnie usiąść, otworzyć laptop i napisać do Was kilka słów. Dzisiaj postanowiłam jednak coś naskrobać i właśnie remont mnie do tego skłonił. 
Z powodów wyżej wymienionych musiałam przeorganizować moją pielęgnację włosów. Teraz nie mam czasu na maski czy też odżywki. Musi mi wystarczyć szampon i odżywka bez spłukiwania. Właśnie o niej będzie dzisiejszy post. 

Kosmetyki Balea nie są mi obce i bardzo chętnie testuję nowe kosmetyki tej marki. O odżywce bez spłukiwania z mango i aloesem czytałam na wielu blogach. Raczej były to pochlebne opinie. 

Odżywka dyscyplinuje końcówki i sprawia, że są gładsze i lśniące. Przy tych wszystkich właściwościach pielęgnacyjnych nie ma mowy o obciążaniu czy też przetłuszczaniu włosów. Włosy są miękkie i delikatne w dotyku. Dodatkowo delikatnie i przyjemnie pachną. 
Opakowanie z pompką to strzał w dziesiątkę. Zwykle na moje włosy nakładam 2-3 pompki. Konsystencja mleczka też jest idealna. 


 Dokładnie rozprowadza się na włosach i w 100%  wnika w strukturę włosa, a nie tylko  pozostaje na  powierzchni włosów. Odżywka ułatwia rozczesywanie włosów i mówię Wam to ja kręcono-włosa Ola:) Skręt loków także jest wyraźniejszy i bardziej estetyczny, a włosy nie puszą się tak bardzo.

Na koniec przedstawiam jeszcze skład.


Podsumowując jestem bardzo zadowolona z tego produktu. Moje włosy się ładne i miłe w dotyku. Jednym słowem odżywka niezastąpiona w awaryjnych sytuacjach.

PS. Dziewczyny z Krakowa! Będę w piątek na szkoleniu w tym mieście i mam pytanie, czy jest jakieś "kosmetyczne" miejsce, które warto odwiedzić?

środa, 1 października 2014

Biochemia Urody - Olejek myjący pomarańczowy

Cześć!

Mam dzisiaj chwilkę oddechu i wielką ochotę napisać coś dla Was. Kosmetyki z Biochemii Urody do niedawna były mi obce. Po wielu pozytywnych opiniach postanowiłam zamówić kilka produktów. Pierwszym do recenzji będzie olejek myjący do twarzy o zapachu pomarańczy. Zapach jest przyjemny, przypomina aromat do ciasta o zapachu pomarańczowym.
Olejek jak sama nazwa wskazuje jest dość rzadki w swojej konsystencji. Po rozprowadzeniu w mokrych dłoniach tworzy delikatną, białą emulsję. Najlepszy efekt uzyskuje się nakładając na niezwilżoną skórę twarzy.Następnie chwilkę masujemy i spłukujemy. 
Jeśli chodzi o efekty oczyszczające, olejek nie radzi sobie z tuszem do rzęs, tworzy smugi pod oczami. Dlatego najlepiej zrobić przed demakijaż twarzy. Ponadto kilka razy zdarzyło mi się, że po zastosowaniu olejku miałam " mgłę na oku". Nie jest to fajne uczucie. Samych oczu nie podrażnia i nie powoduje pieczenie i łzawienia. 
Reszta twarzy domyta jest dokładnie, a efekt jaki zostawia po sobie olejek jest bardzo przyjemny. Skóra jest miękka i miła w dotyku. Delikatnie nawilżona - natłuszczona.U mnie olejek nie powoduje nieprzyjaciół na twarzy. Nie wiem jednak jak sprawdzi się przy skórze problematycznej - trądzikowej. 


Skład: Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Glyceryl Cocoate (emulgator), Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Oil (1%), Mixed Tocopherols (witamina E), Rosmarinus Officinalis Leaf Extract

Produkt po przesłaniu otrzymujemy w dwóch częściach: olejek + oddzielnie emulgator, który dolewa się do buteleczki. Przed każdym użyciem olejku należy wstrząsnąć butelką. 
Wydajność olejku jest podobna do tradycyjnych produktów do oczyszczania skóry. 
Koszt kosmetyku: 11.90 zł za 120 ml

Generalnie jestem zadowolona z olejku. Mógłby jednak lepiej radzić sobie z usuwaniem tuszu do rzęs. Wielki plus za to, że skóra jest nawilżona i bardzo miła w dotyku. Nie ma mowy o ściągnięciu skóry oraz o podrażnieniach spowodowanych stosowaniem olejku. 

poniedziałek, 22 września 2014

Alterra krem pod oczy Anti-Age

Cześć!

Pielęgnacja okolic oczu odgrywa dużą rolę w mojej pielęgnacji twarzy. Od dobrych kilku lat używam kremów pod oczy. Najczęściej były to kremy nawilżające i odżywcze. Kończąc 25 lat zaczęłam rozglądać się za kremami o działaniu przeciwzmarszczkowym. W pracy spędzam niemalże 8 h przed komputerem. Kilka razy złapałam się na tym, że mrużę oczy - co powoduje powstawanie kurzych łapek.
Nie popadam jeszcze w obsesję i nadal uważam, że napięta i zdrowa skóra to nawilżona skóra dlatego też nie mam zamiaru używać tylko produktów z marketingowym napisem na opakowaniu - ANTI-AGE.


Dzisiaj chciałabym napisać Wam kilka słów o kremie pod oczy Alterra. Przyznam się, że skusił mnie niezły skład oraz niska cena. 10 zł za krem pod oczy to nie majątek.

Na pewno jesteście ciekawe jak sprawdził się u mnie kosmetyk? Śpieszę z odpowiedzią. 
Krem świetnie sprawdza się na dzień pod makijaż, na wieczór niekoniecznie mi wystarczał. Lubię czuć, że skóra pod oczami jest dobrze odżywiona i nawilżona gdyż z tym mam największy problem. Ten krem ma lekką i delikatną konsystencję. Jest to niewątpliwy plus przy porannym makijażu. Szybkie wchłanianie to jego atut. W dni gdy pod oczami mam suchoty krem nie daje rady. Nawilża ale nie w zadowalający mnie sposób.
Nie wiem czy też tak macie ale pomimo, że kosmetyk nie spełnia do końca swojej roli to i tak lubicie go stosować? Ja tak mam z tym kremem, uwielbiam go używać rano, a na wieczór znalazłam coś innego - bardziej odżywczego. 
Krem nie podrażnia oczu i skóry w okół oczu, nie powoduje szczypania i łzawienie oczu. 


Podsumowując krem świetnie spisuje się na dzień. Skóra pod oczami jest nawilżona, a korektor trzyma się przez cały dzień. Jeśli chodzi o walory przeciwzmarszczkowe to nie będę się wypowiadać ponieważ nie mam póki co widocznych zmarszczek, a te mimiczne powstają mimowolnie. 
Do wieczornej pielęgnacji nie polecam, u mnie działa słabo.

niedziela, 14 września 2014

Pomadka MAC w kolorze Syrup

Cześć:)

Dzisiaj chciałabym napisać Wam o mojej pierwszej pomadce MAC. Dopóki w Katowicach nie było stacjonarnie salonu MAC nie interesowały mnie szczególnie te kosmetyki. Sytuacja się zmieniła gdy podczas zakupów w galerii często podchodziłam koło stanowiska MAC. Długo walczyłam z pokusą ale pewnego dnia postanowiłam wstąpić do "paszczy lwa (MAC'a)". Właściwie byłam zdecydowana na pomadkę w kolorze Angel , jednakże po nałożeniu na moje usta wyglądała marnie. To nieprawda, że ten kolor pasuje do każdego typu urody. Do moich ust o mocnym kolorze nie pasowała ani trochę. Wspólnie z przemiłą Panią wybrałyśmy tę - określoną przez producenta jako pochmurny róż o nazwie Syrup. 

Była to miłość od pierwszego nałożenia. Idealny kolor różu z fioletowymi tonami. Świetnie wybiela zęby i podkreśla zieloną tęczówkę.



Nie wiem czy jestem w stanie obiektywnie wypowiedzieć się na temat trwałości i działania pomadki. Jestem tak zadowolona z koloru, że jestem w stanie nakładać ją co godzinę. Jeśli nie jem i nie pije to utrzymuje się długo w nienaruszonym stanie. Natomiast podczas jedzenia schodzi dość szybko ale też równomiernie. 
Szminka dobrze i równomiernie sunie po ustach, pigmentacja jest bardzo intensywna i wystarczy jedno pociągnięcie by pokryć usta kolorem. Pomadka nie wysusza ust i nie podkreśla suchych skórek. 
Jedyny aspekt, który mnie bardzo zawiódł to zapach szminki. Nie wiem czy miałam urojenia ale wyczytałam, że pomadki MAC ładnie pachną budyniem? Dla mnie pachną podobnie jak pomadki z niższej półki. 
Cena - 86 zł/ 3g
Poniżej przedstawiam Wam zdjęcie z prezentacją koloru. 


Pytanie do Was! Jakie polecacie kosmetyki marki MAC?



środa, 10 września 2014

The Secret Soap Store - krem do rąk i stóp

Cześć!

Pielęgnacja rąk i stóp jest dla mnie ważna. Krem do rąk mam zawsze pod ręką, w torebce, w szafce w pracy oraz w domowym zaciszu. Krem do stóp używam podczas wieczornej pielęgnacji.
Dziś chciałabym napisać Wam kilka słów o produktach The Secret Soap Store z masłem shea.
O produktach tej firmy czytałam wiele pozytywnych recenzji aż sama postanowiłam przekonać się o ich dobroczynnych właściwościach. Nawet mój TŻ bardzo polubił ten krem do rąk, a wybredna z niego bestia.


Zacznę od kremu do stóp, którego skład możecie prześledzić poniżej. Krem zawiera 15 % masła shea. Ma gęstą jak masło konsystencję. Na skórze rozprowadza się bardzo szybko i gładko. Pozostawia delikatną tłustą warstewkę. Produkty tego typu używam bezpośrednio przed snem dlatego bez różnicy jest mi czy produkt się wchłonął czy też w całości pozostał na skórze. Często nakładam na stopy dodatkowo bawełniane skarpetki by wzmocnić działanie kremu. Generalnie jestem zadowolona z tego kremu. Fajnie odżywia suche skórki na stopach oraz wygładza je i pielęgnuje. Efekt nawilżenie utrzymuje się dość długo i przy regularnym stosowaniu można uzyskać bardzo mocno wypielęgnowane i gładkie stopy. Nie mam problemu z nadmiernym rogowaceniem mojej skóry dlatego też krem bardzo mi przypasował. Efekt jest  intensywny i zauważalny "gołym okiem". Bardzo fajny produkt i serdecznie Wam go polecam. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to wydajność. Już dawno mi się skończył, natomiast krem do rąk jeszcze mam i to sporo, a pojemność mają taką samą.


Kolejny do recenzji ustawił się rzeczony krem do rąk z 20 % zawartością masła shea. Jest jeszcze bardziej odżywczy i treściwy niż krem do stóp. Bardzo dobrze pielęgnuje dłonie, a skórki wokół paznokci są gładkie i odżywione. Konsystencja jest równie gęsta i tłusta. Wchłania się podobnie jak krem do stóp. Po jakichś 5 minutach można spokojnie wrócić do codziennych obowiązków czy też pracy. Efekt odżywienia utrzymuje się dłużej niż do kolejnego mycia rąk.
Krem łagodzi również wrażliwą i alergiczną skórę. Dobrze odżywia nawet mocno spierzchnięte, męskie dłonie.


Zarówno krem do rak jak i stóp pięknie pachnie - krem do stóp cytrusami, a do rąk wanilią. Krem nie uczula i nie podrażnia skóry.
Koszt kremów to ok. 20 zł/ 70 ml - sztuka

wtorek, 9 września 2014

Dlaczego nie wrócę do drogeryjnych antyperspirantów?

Cześć:)

Dziś kilka słów o pewnym antyperspirancie. Antyperspirancie, który sprawił, że już nigdy nie sięgnę po drogeryjne dezodoranty. Zabrzmiało groźnie ale takie mam odczucia. 

Przez długi czas borykałam się z podrażnionymi i swędzącymi pachami. Szukałam przyczyn na wielu płaszczyznach. Gdy już odrzuciłam wszystkie kwestie oprócz zmiany antyperspirantu postanowiłam wypróbować znany antyperspirant Vichy. Czytałam na jego temat wiele pochlebnych recenzji. 

Od kiedy zaczęłam go używać, problem swędzących pach zniknął. Byłam bardzo zaskoczona ale tak, ten produkt nie podrażnia mojej skóry pod pachami. W końcu nie łuszczę się i nie drapię w ciągu dnia. . Ten antyperspirant delikatny, niebrudzący i skuteczny. 
Wiadomo, w cieplejsze dni i tak się spociłam ale na co dzień jest w sam raz. Jeśli odczuwam w ciągu dnia dyskomfort to po prostu biorę prysznic albo nakładam jeszcze jedną warstwę antyperspirantu.
Kosmetyk ma ładny i subtelny zapach oraz rzadką konsystencję. trzeba odrobinę poczekać aż wyschnie. Nawet gdy nie wyschnie do końca i założymy bluzkę nie ma obawy, że zrobimy sobie nieładne plamy. 

Cena jest wysoka ok. 35 zł ale dla komfortu i zdrowej skóry jestem w stanie wydać znacznie więcej.
Dziś krótko i na temat. Nie będę się rozwodzić i pisać elaboratów. Fajny kosmetyk, który dobrze spisuje się na mojej skórze. 

sobota, 6 września 2014

Zakupy z drogerii DM

Cześć!

Tak polubiłam kosmetyki z drogerii DM, że staram się mniej więcej co pół roku jeździć na większe zakupy. Najbliżej mam do Czeskiego Cieszyna, jakąś godzinę jazdy samochodem. Udało mi się dodatkowo po raz kolejny trafić na promocję - 25% na kosmetyki Alverde i Balea.

Przejdźmy do prezentacji kosmetyków czyli tego co Was najbardziej interesuję. Sama uwielbiam oglądać Wasze zdobycze z DM-u więc myślę, że umilę Wam nieco czas.

Maskę do włosów Alverde z avocado i masłem shea ukochałam miłością wielką. Dlatego postanowiłam kupić całą serię i zaopatrzyłam się od razu w dwie sztuki tej maski. Polecam zdecydowanie, świetna maska! Więcej o niej możecie poczytać tutaj.


Zawsze zaopatruję się w jakiś szampon Balea taki bardziej oczyszczający, do zmycia olejów z włosów czy też do mycia pędzli. Tym razem wzięłam szampon z limitowanej edycji o zapachu truskawek do codziennego użytku. Do koszyka wrzuciłam również odżywkę Balea z mango i aloesem, która jest godna polecenia.


Odżywkę Alverde z hibiskusem i aloesem właśnie używam i już jestem zadowolona. Myślę, że był to dobry wybór.


Skusiłam się również na serię nabłyszczającą Alverde z cytryną i brzoskwinią. Mam zamiar używać ich jak zetnę włosy i nie będą już wymagały mocnych masek z powodu plątania się.


Jak widać na powyższych zdjęciach kupiłam dużo produktów do włosów. Jakoś te z naszych drogerii nie odpowiadają mi jak te z DM-u.

Kupiłam dwa produkty do mycia twarzy - Alverde emulsję do mycia twarzy- skóra wrażliwa oraz nowość Balea fluid do mycia twarzy.


Nie obyło się również bez dużej butli z pompką kremu do rąk pachnącego malinami z limitowanej edycji Balea. Do torebki kupiłam mały krem do rąk z nagietkiem Alverde.


Masło kakaowe Balea już kiedyś zachwalałam ULUBIEŃCY STYCZNIA i skusiłam się ponownie.
Z edycji limitowanej Balea skusiłam się na balsam do ciała w dużym słoiczku ( 500 ml), który ma piękny morelowo - bazyliowy zapach.


Balsam do ust Alverde też bardzo lubię i tym razem skusiłam się na wersję z wiśnią i żurawiną.



Żele pod prysznic Balea to bardzo znane i lubiane produkty. Wybrałam tylko jeden, o zapachu marakui. Jeszcze tej wersji zapachowej nie miałam.


To koniec moich zakupów. Jak widać najbardziej skupiłam się na produktach do włosów. Bardzo cieszę się z promocji - 25%. Po części zwróciły mi się chociażby koszty podróży.